Spotkanie w Żarkach-Letnisku

16-17 maja 2008

      Szkoda, że wśród nas poetki brak,
Będziemy szukali rymów tak.
Trochę żaru artystki w Żarkach,
A pokładali by się ze śmiechu w barkach.
Częstochowski rym, podczęstochowski bal
A nam u Jurka w to graj!

N 50o 37'33.81''
E 19o 16'54.80''

Rozmiar: 66795 bajtów

No, dość tych moich niewczesnych poetyckich popisów, wezmę się za to, co potrafię dużo lepiej (bo wierszoklecić wcale...). Opiszę wrażenia na gorąco ze spotkania, coś w rodzaju pamiętnika, tylko (chyba?) dla naszych oczu i uszu. Być może po jakimś wspólnym szlifie któryś z naszej czwórki wpadnie na pomysł co z tym zrobić i jak rozbudować. Na razie to po prostu reportaż dla potomności, co dziadkowie robili w powyższej dacie. Rozmiar: 336 bajtów
Gorąco namawiam PT Balowiczów Żarkowych, by każdy sporządził opis tego co widział, bo jak to bywa z naocznymi świadkami, każdy widział co innego i co innego zapamiętał. Przysyłajcie mi swoje opracowania na Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć. ja dołączę do tego, co sam spłodziłem, i może faktycznie coś ze wspólnych pomysłów wyjdzie i opublikujemy to na samodzielnej stronce. Albo i nie, będziemy mieli prywatną satysfakcję.

W dawnych
Rozmiar: 498 bajtów latach spotykaliśmy się kilka razy, teraz znów minęło ich kilka, na starość - jak wiadomo - człek się staje bardziej sentymentalny, i Jurek wyraził nasze niewypowiedziane pragnienia słownie: po prostu, nie certoląc się zaprosił nas do swojej siedziby, tak pięknie "tymi ręcami" zrobionej. Żadne słowa nie opiszą tego, co Jurek dokonał, żadne zdjęcia tego nie przybliżą w pełni, a już atmosfery spotkania, stworzonej przez Gospodarza, nie odda żadne pióro ani oko.

Jurek zaprosił trzech kolegów - tu słowo przypomnienia: wszyscy poznaliśmy się na studiach drugiej specjalności, Organizacji i Zarządzania na Politechnice Śląskiej. Jak to od czasów Wielkiego Elektryka bywało, przeważali - pierwszej specjalności - elektrycy (Zbyszek i piszący te zdania). Przez te dwa lata studiów trochę się poznaliśmy, zaprzyjaźniliśmy, i jak widać, nić sympatii przetrwała lata i myślę, że czuli wszyscy podobnie - jak starzy przyjaciele, swobodnie, bez zwykłych w takich razach gdy ludzie się długo nie widzą, usztywnień.
Lista obecności wyglądała tak: Jurek, Zbyszek, Jarek i Adek.

Jurek zaproponował w niesłychanej gościnności, że nas nie tylko zabierze do swej siedziby, ale także rozwiezie ciała po jej zakończeniu. Jak powiedział, tak zrobił, ale Jarek okazał się indywidualistą, czemu dałem wyraz (urwany na filmie) przy spotkaniu z Jurkiem - miałem być kolejnym pasażerem).

...Nie powstrzymałem się jednak, by nie prosić Elżbiety o pomoc w rymowance powitalnej, do każdej pracy winien się brać fachowiec, nie? Poniżej wstęp Jej autorstwa:

	Żarki

Piękny, ciepły dzień majowy
W Żarkach słonko dobrze grzało,
Na wspomnienia z lat młodości,
Czterech ‘Chłopców’ się spotkało.
Choć na skroniach siwe włosy
I lat bagaż plecy zgina,
Jeszcze wiele chcą doświadczyć,
I przy winie powspominać.

Cóż, wino było, ale przy naszych "wytrawnych" apetytach na mocniejsze alkohole, uchowało się i tylko zostało uwiecznione na którejś fotce.

Oglądaczy galerii proszę o wzięcie poprawki na czas letni, żałuję że nie przestawiłem zegara w cyfraku na czas letni, dlatego pokazuje dość wczesną porę, o godzinę wcześniejszą, i można by przypuszczać, że wstaliśmy o szóstej rano, a to dochodziła ósma. Rozmiar: 8181 bajtów

A tu reportaż zdjęciowy z przyjazdu


Po przybyciu oględziny miejsca postoju, i wręczenie biletów wstępu na mistrzostwa w piłce kopanej. No, może nie tyle biletów wstępu ile opcji na te bilety. Jak przystało na poważnych ludzi, wręczenie odbyło się z podaniem dłoni prezesów (każdy z osobna i wszyscy razem). Sprawa została uwieczniona przez Waszego fotoreportera na tych fotkach.


Przemiły Gospodarz (kurcze, muszę poszukać jakiejś złotej głoski i od tej pory takimi znakami o Jurku pisać... tyle, że nie wszystkie przeglądarki takie znaki widzą), zatem przemiły Gospodarz uraczył nas świetnym żurkiem i zagonił do poznania Żarek-Letniska, opowiadając przy tym o jego historii, ludziach i zdarzeniach. Jednej z hacjend bronił dzielny indor, ponoć dobrze sprawdza się w roli psa podwórzowego. W reportażu filmowym widać i słychać tego osobnika.


Po spacerze piwo smakuje lepiej... W trakcie przygotowań do obiadu, każdy coś tam opowiadał, wiadomo, Zbyszek jak zawsze miał najwięcej ciekawych rzeczy do opowiedzenia.
Pojedynek na słowa trwał Rozmiar: 6246 bajtów co starałem się też uwiecznić na filmiku.


Uczta zaczęła się za chwilę. Jurek przygotował dla każdego biesiadnika po kilka kawałków świetnie zgrillowanego karczku, a jakby tego było mało, na deser dostaliśmy po ćwiartce kury, także z grilla. Do tego bułeczki - oczywiście z grilla, które smarowaliśmy masełkiem czosnkowym. Napisało mi się "kawałki"! Toż to licentia poetica, bo w rzeczywistości były to "kawały" karczku macerowanego dzień wcześniej w specjalnej zalewie, zatem smak miał boski.
Popatrzmy na to jeszcze raz...

Jurek jest tak czarującym gospodarzem, tak się starał o gości, że to przechodzi wyobrażenie. Bez żadnej przesady, tyle rzeczy nie tylko przygotował, ale podał i posprzątał, pozmywał, no po prostu anioł nie człowiek. Z całą odpowiedzialnością powiem, że to wyjątkowy facet.
Do tego oczywiście wódka, koniak Pliska z 5. gwiazdkami. Piło się wyśmienicie, spałem po tej uczcie również wyśmienicie. Na wino już nikt nie miał ochoty, a wieczorem, do północy siedzieliśmy na pięterku nad koniakiem i orzeszkami, a także chrupkimi ciasteczkami.


Rano obudziliśmy się rześcy i w doskonałej chyba formie, Zbyszek mimo niedawno przebytej operacji serca, również kulinarej, bo na grillu... przypalali mu połączenia nerwowe by zmniejszyć częstoskurcz - również wypił kilka kielonków i również czuł się znakomicie. Niezwykły Jurek przygotował śniadanie, kiełbaski na gorąco, serów kilka gatunków a biały sam przyrządzał z różną zieleniną. Świetny! Brak po prostu słów uznania i pochwały za to przyjęcie, a do końca jeszcze trochę zostało. Rozmiar: 336 bajtów


Po śniadaniu odjechał Jarek, wcześniej umówiony już na 10. rano w domu. Jurek zamknął bramę i zaprosił nas na kolejny spacer.

Spacer był dość długi, ale w miarę powolny, i obawy przezacnego Gospodarza o zmęczenie co starszych gości pozostały tylko w sferze dobrego wychowania, bowiem nie zmęczyliśmy się, za to przeżyliśmy nader miłe dwie godziny wzmacniające apetyt... Zwróciliśmy uwagę zarówno na piękno okolicy, jak też samą przyrodę, znaczy skutki działania fauny w leśnej florze w postaci zrytego mchu przez dziki. Ja ich na oczy nie widziałem, ale koledzy dali słowo, że to właśnie chodzi o dziki. Spacer został zakończony odpoczynkiem przy piwie Ale obiad znów w pełnej krasie: zupa grzybowa z grubym makaronem z jego fabryczki, a na drugie polędwiczka po chyba sześć talarków, z kluseczkami i sosem z tejże polędwicy.
P y y y c h a...


A tu możemy sobie przypomnieć, jak wyglądała siedziba Państwa Grażyny i Jurka S.


Pora na refleksje nieco filozoficzne. Mało jest ludzi mogących się pochwalić dziełami swego życia, być z nich dumni. Jurek ma dzieł życia na swym koncie bez liku, mieliśmy okazję i zaszczyt obejrzeć niektóre z nich na własne oczy. Zasadził drzewo, pobudował dom, spłodził syna, już to powinno wystarczyć. Ale gdzież tam! Oprowadził nas po swej fabryczce w Sosnowcu. Z części już oddanych do użytku "wyglądał" cały Jurek, cały On, dbały o szczegóły, staranny i odpowiedzialny. Popatrzmy na uchwycone naprędce fragmenty firmy.


Dla cierpliwych, którzy dotrwali do końca oglądanej strony, bonus w postaci fotek z mojej poprzedniej bytności u Jurka przed dwoma laty. Na marginesie: zdjęcia w tym albumie były robione cyfrakiem MediaTech 3MPx, niezbyt z tego cyfraka zadowolony, kupiłem w ubiegłym roku Canona 5MPx z dźwiękiem. Ten widoczny postęp w spadku cen i podniesieniu jakości wróży, że jeśli Bozia da doczekać, w przyszłym roku będę pstrykał (co...?) jakąś wypasioną lustrzanką nabytą za cenę podobną do tej, jaką zapłaciłem za pierwszego, ułomnego cyfraka.
Dodano 22 czerwca '08':
A filmy będę kręcił kamerą Sony DCR-HC62E Rozmiar: 336 bajtów a nie cyfraczkiem Rozmiar: 18814 bajtów.


Dodano 11 czerwca 2008

Zbyszek przysłał mi obrazki wykonane swoim michniczkiem szpiegowskim. Malutki aparacik wielkości pendrive'a, można również go tak traktować, jako podręczną pamięć. Pewno, jakość tych zdjęć nie jest nadzwyczajna, ale wiadomo, za wypasione bajery trzeba płacić odpowiednią kasę, a dobrze jest mieć niekiedy takie drobne urządzenie pod ręką, które nie rzuca się w oczy, a swoją rolę spełnia. Co wyszło, proszę zerknąć tutaj.


Dodano 18 czerwca 2008

Wpadło mi w rękę zdjęcie z okazji wizyty u Zbyszka na "Moździerzowej", przed ponad 5. laty. Mam nadzieję, że Zbyszek się nie pogniewa za umieszczenie obrazka Jego żony jak z obrazka.

Rozmiar: 59220 bajtów


Dodano 21 września 2008

Ósmego września doszło do spotkania "na szczycie". Elżbieta, z której gościnnych progów (jaki to ma sens, korzystać z gościnnych progów? Można je co najwyżej przekroczyć, ale wybaczcie amatorowi...) korzystamy do opisu niedościgłej gościnności Państwa S., wraz z mężem Marianem wybrała się na wycieczkę 'Śladami Orlich Gniazd', co zapewne już niedługo znajdzie upamiętnienie na Jej stronie głównej. Tu chciałbym pokazać króciutki reportaż ze spotkania: z jednej strony przemili Gospodarze, pp. S., zaś z drugiej strony przemili Goście, z 'samej' Warszawy, Elżbieta i Marian O. No a z trzeciej strony wasz sprawozdawca.

Poniższy kawałek coś mi się źle skonwertował, nie umiem odnaleźć dźwięku...

A ten z kolei jest dość "ciężki", ma prawie 50 MB...

XIX-wieczny przepis na gotowanie makaronu. A może z początku ubiegłego?

Poprawiony (środa, 12 stycznia 2011 10:40)