Ot, tak mnie naszło, a inspiracją było przeglądanie zakamarków z okazji przenosin na nowy serwer.
Właśnie przy tej okazji wpadł mi w oko mejl, fragment ówczesnej korespondencji mejlowej z jednym z bardzo dobrze zapamiętanych, wspominanych po kilkakroć, kolegów szkolnych. Z koniecznymi skrótami zacytuję niżej moją, jedną z kilku w trakcie korespondencji, odpowiedź na mejl Zbyszka.

 

Zbigniew:

Dopiero po latach doceniam jaką wspaniałą wychowawczynią była Frania Sikora. Ja Jej zawdzięczam ukończenie szkoły! W 3-ciej klasie przy 3 dwójkach, po I-szym okresie odebrano mi stypendium, a po III-cim także przy 3-ch wywalczyła je dla mnie pod warunkiem, że zapekluje mnie do internatu. Gdyby nie to, w domu, przy podłej macosze, nie dałbym rady wydźwignąć się z tarapatów.

 

Adolf:

Większości nie pamiętam, niestety…O Tadku K. mówił mi Krzysiek D., zresztą i o Krzyśku K., którego ty z kolei zupełnie nie pamiętasz. Tadek zmarł na raka, dość młodo, przynajmniej tak to dziś pamiętam. Wspomniany Krzysiek (?) K. również nie żyje, zmarł tragicznie wjechawszy samochodem w okno wystawowe bodaj na Placu Konstytucji. A postać była o tyle ciekawa, że nasza Sikora uważała go za „prawdziwego mężczyznę” – Jej słowa.  Tym swoim lekko sepleniącym językiem kilkakroć posuwała mu taki tekt: „Ty K., to chyba jesteś już prawdziwym mężczyzną”. Rzecz, o ile pamiętam lub kojarzę, miała swe praźródło w tym, że K. mieszkał w Pruszkowie w pobliżu Sikory, i chyba go widziała z dziewczynami parę razy. Ale nie ręczę za żadne fakty, niestety. Bo z wielkim ubolewaniem stwierdzam, że niektóre fragmenty zdarzeń, w tym i nazwiska, są mi całkowicie obce. :-( Doskonale mi się wbiłeś Ty w pamięć, poza Tobą oczywiście spotykany później a znany wcześniej, Dxxxx, twarz Janka Łxxxxx mam ciągle przed oczyma. O, nie pamiętasz również przyjaciela D. z roweru, Ryśka P.. Wiem od Krzyśka, że Ryszard przeniósł się na Śląsk, zamieszkał bodaj w Siemianowicach, nawet któregoś roku będąc w szkole u córki znalazłem nazwisko „Pxxxxx” na tablicy, dotyczyła jakiejś uczennicy, ale nie chciało mi się wówczas przeprowadzać bliższego śledztwa.  Teraz już ciut za późno…

 

Inna sprawa, że być może błądzę z niektórymi nazwiskami a to dlatego, że zaczynaliśmy z większą ilością klas, a po przeniesieniu do nowego budynku, od trzeciej klasy, była jakaś reorganizacja… Jaka, w jaki sposób zostały formowane nowe klasy, nie pamiętam, ale mam lekką zadrę w tej swojej sklerotycznej pamięci, że Sikora w okresie przejściowym jakby żałowała, że mnie przyjęła do swojej klasy… Przyczyn już nie pomnę, być może coś narozrabiałem, czy raczej miałem słabszy okres w nauce. Chyba to drugie.

 

Z Sikorą mam inną opowieść, nie jestem pewien, czy kojarzysz… Otóż sprawa się macała (miała) cała tak. W 4. klasie przyjaźniłem się z Andrzejem R., nawet na bal maturalny Andrzejowi nie chciało się iść, ale mi pożyczył jeden ze swoich garniturów, bo ja wtedy nie miałem żadnego.  Jak pamiętasz, egzamin maturalny mieliśmy także z matematyki. Andrzej miał, a raczej jego matka, jakieś dojścia w szkole do ówczesnego dyrektora, Przepiórki (po latach znany bodaj jako Przepiórzyński...). I wyobraź sobie – bo nie wiem, czy pamiętasz, że byłem raczej dobry z tego przedmiotu – Sikora posadziła nas obok (ławka za ławką) siebie, znaczy Andrzeja i mnie, na egzaminie, a mnie zapowiedziała pół żartem, pół serio, że na świadectwie dostanę czwórkę ale pod warunkiem, że „Ryc(z)xxxxx” zda matematykę. Faktycznie, przy mojej pomocy, zdał. A ja mam tę czwórkę na świadectwie. Mniej istotnym epilogiem tego zdarzenia było to, że Andrzej ciągnął mnie na SGPiS, który ja miałem ówcześnie w sporej pogardzie (oj, głupi człowiek, po latach dopiero zrozumiałem, że księgowi rządzą a nie technicy…), na Ekonomikę Przemysłu. No i ja zdałem w cuglach, zaś Andrzeja nie przyjęli, nie zdał jakiegoś, dość szczątkowego, egzaminu z matematyki. Ja oczywiście poza otrzymaniem powiadomienia o przyjęciu i odebraniu świadectwa maturalnego z SGPiSu więcej się tam nie pojawiłem, ale to już inna historia, jak mawiał Kipling. Skutek uboczny był taki, że ja o nakazie pracy wiem ze słyszenia.   
Na marginesie, do ilu szkół wyższych mnie przyjmowali, tego na palcach jednej ręki ledwo zliczę. W Warszawie, poza wzmiankowanym SGPiSem studiowałem na WSI */, bodaj dwa lata, na Śląsku na Mechanicznym, potem na Elektrycznym, potem na Materiałoznawstwie ale już na kierunku Zarządzania Przemysłem, po drodze jakieś to wiesz, miałem równolegle, Szkołę Oficerską. Z tym, że awans na podporucznika dostałem dopiero po skończeniu szkoły wyższej. Wiadomo, to powielenie stosunków przedwojennych w wojsku (podchorążówki rezerwy) w nowoczesnym lotnictwie było bez sensu, więc i moje dwukrotne, króciutkie ćwiczenia były dość absurdalne. Ale to zupełny margines naszej wspólnej opowieści.

 

I inne zdarzenie, raczej nawiązujące już do Twego mejla a nie bezpośrednio do niniejszego tekstu w Wordzie pisanego, gdzie napisałeś ze sporym nadmiarem kurtuazji i dobrego wychowania, że „jestem pod urokiem sposobu wyrażania myśli i barwność języka. Robisz to bardzo literacko, a nawet - poetycko.”

 

O ile dobrze pamiętam, jęz. polskiego uczył nas prof. Woldan.
Ciekawa według mnie i barwna postać. Ale miałem nawiązać do tych moich przecenianych zdolności literackich. Woldan urządził klasówkę z tematu, o jakim nie miałem zielonego pojęcia. Ale napisałem na dwie czy trzy strony, co Woldan skwitował oceną 3= bo doczytał się wstępu i zakończenia, natomiast na temat ani słowa.  Znaczy, praca mi się nie rozwinęła, zatem jak widzisz, urodziłem się już taki utalentowany chudy (wówczas) - literat.

 

Dopisek poza mejlem do Zbyszka.
Na WSI zaprzyjaźniłem się nieco, z ówczesną sławą stumetrówki, koronnej konkurencji w biegu na 200, i srebrnym medalistą w polskiej sztafecie 4 x 100 m na mistrzostwach Europy w 1962 (dwa lata wcześniej się poznaliśmy), srebrnym medalistą Igrzysk Olimpijskich w 1964, Marianem Foikiem. Nie wiem, czy ukończył owe studia politechniczne, w każdym razie zapamiętałem Go jako skromnego, wielkiego ducha i to, co wszyscy wtedy wiedzieliśmy, doskonałego sportowca. Ja podkreślam w mej pamięci Jego nadzwyczajną skromność, normalność w obcowaniu, a że palił sporty... no cóż, pewno Mu to nie przeszkadzało być "białą błyskawicą".
Cześć Jego pamięci...

Poprawiony (niedziela, 30 stycznia 2011 12:35)